Archiwum - wydarzenia 2014

Przyszedłem się pożegnać

    Wchodząc po południu w niedzielę 27 lipca do zakrystii, usłyszałem trochę nietypowe powitanie najstarszego lektora, Tomka Gądka: „Przyszedłem się pożegnać”. Wspomniał, że w najbliższą sobotę zawiera sakrament małżeństwa oraz zmienia miejsce zamieszkania i chciał wypełnić swoją ostatnią oficjalną liturgiczną posługę w naszej parafii. Pomyślałem wtedy, że wytrwała posługa przy ołtarzu przez kilkanaście lat, to wielka sprawa i poprosiłem Tomka o napisanie krótkiego świadectwa dotyczącego posługi w Liturgicznej Służbie ołtarza.
    Oczekując na refleksje Tomka, uświadomiłem sobie, że całkiem niedawno swoją posługę liturgiczną zakończył oficjalnie Dominik Gumułka oraz trochę wcześniej jego starszy brat Marcin. Obaj pełnili funkcję lektora także „do ślubu”. Ich również poprosiłem o kilka słów refleksji.
    Zbliżająca się Uroczystość Chrystusa Króla, która jest szczególnym świętem Służby Liturgicznej, to dobra okazja, zwłaszcza dla obecnych ministrantów i lektorów oraz ich rodziców, aby pomyśleć nieco nad wartością, jaką może wnieść w życie dziecka, a potem młodzieńca i mężczyzny, bliska obecność przy ołtarzu i posługa religijna dla wspólnoty. Mogą w tym pomóc zamieszczone niżej interesujące świadectwa Tomka, Dominika i Marcina.
 
Ks. Wojciech


Tomek przysłał list następującej treści:

    Szczęść Boże!
    Udało mi się odnaleźć moją legitymację ministrancką z 2005 roku :) Na szczęście nie muszę wyszukiwać w pamięci wszystkich dat.

    ASPIRANT: od 25.05.1996 r.
    MINISTRANT: od 25.05.1997 r.
    LEKTOR: od 25.05.2001 r.
    ZAKOŃCZENIE: 27.07.2014 r.

    Ciężko jest mi pisać o celach jakie mi przyświecały kiedy chciałem wstąpić w szeregi aspirantów czy ministrantów, bo przecież minęło 18 lat. Jednak patrząc z perspektywy czasu wydaje mi się, że na początku ogarniała mnie pewna ciekawość i chęć uczestniczenia w czymś ważnym. Na tyle ważnym, że w momencie kiedy człowiek się wahał i zadawał sobie pytanie „służyć czy nie służyć?” znajdowali się ludzie (księża, nauczyciele, rodzice, dziadkowie) którzy przekonywali, że warto i to nic złego dbać o to aby, liturgia stawała się pięknym wydarzeniem. Do Liturgicznej Służby Ołtarza nie wstępowałem z przymusu, ale dla dobra ogółu i z własnej woli.

    W dniu 25.05.2001 roku dostąpiłem zaszczytu pełnienia funkcji lektora. Przed powstaniem Parafii Świebodzin nie było żadnych kursów ani szkoleń, które mogłyby poszerzyć naszą wiedzę o Liturgii Słowa czy Liturgii Eucharystii. Wszelkimi przygotowaniami do pełnienia funkcji Lektora zajmowali się Lektorzy starsi, którzy służyli nam pomocą i zapewne dzięki niektórym osobom byłem w tym miejscu a nie innym. Po kilkunastu próbach odczytania Słowa Bożego przy ambonie zostałem przyjęty do grona Lektorów. Wtedy było to zwyczajne przejście z jednej funkcji do kolejnej. Dzisiaj zmiana funkcji w Liturgicznej Służbie Ołtarza jest ważnym wydarzeniem w życiu Parafii.

    Przez te 18 lat byłem świadkiem czegoś pięknego... Cudu. Cudem była każda pomocna ręka, dobre słowo, zaangażowanie w życie Parafii. Cudem była pomoc bliźniemu gdy ucierpiał w poważnym wypadku. Cudem może być też posługa aspiranta, ministranta czy lektora, która przekonuje osoby stojące na zewnątrz do uczestniczenia we Mszy Świętej. Ci ludzie dokonali i dokonują nadal tego wszystkiego. Często tak bywa, że wymagamy od Boga aby nas we wszystkim wyręczał, lecz nieświadomi jesteśmy własnej mocy. Chcemy zobaczyć Cud bądźmy tym Cudem.

    Przez te lata przekonałem się, że jeżeli znajdujemy czas dla Boga wówczas życie staje się piękniejsze. Człowiek spotyka na swojej drodze dobrych ludzi, odnosi sukcesy w życiu zawodowym i prywatnym. I mam nadzieje, że tak pozostanie :)
 
Pozdrawiam, Tomasz Gądek


Świadectwo Dominika:


    Ministrantem chciałem zostać, odkąd pamiętam. Jeszcze jako małe dziecko,  gdy chodziłem z rodzicami do kościoła w Pleśnej, podczas  Triduum Paschalnego, pamiętam jak bardzo podobała mi się posługa lektorów. Wyjątkowo podobało mi się pierwsze czytanie wielkosobotnie, o stworzeniu świata. Wtedy to postanowiłem, że będę lektorem i kiedyś też będę mógł czytać początek Księgi Rodzaju.
Po przyjęciu Pierwszej Komunii Świętej, razem z pięcioma kolegami z klasy zaczęliśmy chodzić na zbiórki ministranckie i wkrótce rozpocząłem służbę  jako aspirant. Początkowo zdarzały się  pomyłki, czasem trzeba było walczyć z lenistwem, aby iść na wyznaczone służenie.  Jednak z upływem czasu,  pomyłek było coraz mniej, a do służenia przyzwyczajałem się coraz bardziej.

    Był taki okres, że do kościoła chodziłem prawie codziennie, pomimo, że mieszkam dosyć daleko od kościoła. Wsparciem w tym odpowiedzialnym i nie zawsze łatwym zadaniu dla młodego człowieka, była moja mama, i starszy brat Marcin, który już wtedy był lektorem.
Będąc w szkole podstawowej jeździłem na oazy ministranckie, na nich to poszerzałem  swoją wiedzę na temat posługi w Kościele. Takie oazy to na prawdę świetna sprawa, bardzo dobrze je wspominam.  Wspaniale się na nich bawiłem, jednocześnie będąc blisko Boga.
W gimnazjum zacząłem uczęszczać na spotkania, które miały mnie przygotować do posługi lektora. Po kilku spotkaniach, założyłem albę i stałem się prawdziwym lektorem. Z dumą pełniłem tą służbę i dawało mi to naprawdę bardzo dużo satysfakcji. Mogłem być bardzo blisko tego cudu który dokonuje się w czasie Mszy Świętej. Trudno było mi uczestniczyć we Mszy Świętej w inny sposób niż stojąc przy ołtarzu. Pamiętam, gdy raz, wchodząc do kościoła usłyszałem pieśń na wejście i zobaczyłem, że ksiądz z ministrantami już wyszli z zakrystii. Bardzo dziwnie się wtedy czułem, gdy musiałem całą Mszę Świętą siedzieć w ławce, z dala od Ołtarza.
    Dzięki temu że byłem aktywnym lektorem, łatwiej było dawać świadectwa chrześcijanina. Np. przez wstępowanie do kościoła na krótką modlitwę w drodze do szkoły, albo czynienie znaku krzyża przed przydrożną kapliczką czy kościołem. To najkrótsza modlitwa uwielbienia Boga, a trzeba pamiętać, że ministrantem nie jest się tylko w kościele. Jest się nim wszędzie – w domu, w szkole wśród kolegów.
    Posługę przy ołtarzu pełniłem 13 lat. W tym lektorem byłem  8 lat. W tym czasie poznałem wiele ciekawych osób z różnych parafii. Posługiwałem do mszy Świętej w wielu różnych kościołach w Polsce i zagranicą. Między innymi służyłem jako lektor w Archikatedrze Lwowskiej, co było dla mnie bardzo wielkim przeżyciem. Zaszczytu tego doświadczyłem tylko dlatego, że w wieku 19 lat nadal byłem lektorem, choć znaczna część moich rówieśników już przestawała służyć. Bywały chwile kiedy miałem ochotę zakończyć  służenie. Zwłaszcza kiedy moi koledzy odchodzili. Jednak ostateczną decyzją zawsze było pozostanie w służbie.
    Momentem kończącym moją posługę lektora, była ostatnia niedziela przed dniem, w którym zawarłem związek małżeński. Muszę przyznać że przykro było pożegnać się z funkcją lektora. Przez kilka pierwszych niedziel dziwnie się czułem gdy siedziałem w ławce, obok mojej żony i innych wiernych, a nie wśród służby ołtarza.
    Dziś wiem, że gdybym znowu miał 9 lat, na pewno wybrałbym dokładnie taką samą drogę. Na pewno nic przez to nie straciłem, a bardzo wiele zyskałem. Myślę że pozwoliła mi ona lepiej zrozumieć istotę Boga i Sens życia.

    Życzę każdemu młodemu ministrantowi, dużo siły i cierpliwości, aby wytrwale i z radością pełnił swoje obowiązki.  A chłopców  którzy jeszcze nie są ministrantami, zachęcam do przeżycia tej wspaniałej i wartościowe przygody.
 
Dominik Gumułka   



Marcin Gumułka napisał:

    Zostałem ministrantem ponad 20 lat temu i od tamtej pory nadal służę Bogu przy ołtarzu. Bardzo się z tego cieszę, a służba Bogu pomogła mi rozwinąć swoje talenty i zdolności oraz zwalczyć niektóre wady. Z dzisiejszej perspektywy aż mi się wierzyć nie chce, że niewiele brakło, a moje życie wcale by się tak nie potoczyło.

    Na początku III klasy szkoły podstawowej ksiądz katecheta Stanisław Bieleń namawiał mnie i moich kolegów do zostania ministrantem. Nie chciałem nim być. Znalazłem sobie nawet wymówkę. Wydawało mi się, że jak będę ministrantem, to będę musiał chodzić po kolędzie, gdzie byłbym częstowany jedzeniem, a wtedy nie lubiłem kilku potraw, a nawet lekko tłustej wędliny. Obawiałem się że odmówienie poczęstunku, byłoby obrazą dla gospodarzy. W końcu jednak, zachęcony przez rodziców i kolegów z klasy, zdecydowałem się zostać ministrantem. Musiałem przyzwyczaić się do komży i nauczyć wykonywać najprostsze posługi ministranta. Szybko okazało się, że w komży jest wygodnie, a wykonywane funkcje przy ołtarzu są prostsze, niż niejedno zadanie z języka polskiego czy matematyki.

    Gdy byłem chyba w czwartej klasie, było tylko kilku lektorów. Zazwyczaj byli w kościele w niedzielę, więc w dni powszednie ksiądz czytał czytania. Ktoś wpadł na pomysł, aby to ministranci czytali. Ksiądz wybrał mnie, być może dlatego że w klasie byłem jednym z najlepszych w czytaniu. Niestety byłem zbyt niski, aby czytać przy ambonie - gdy wszedłem na ambonę, widać było tylko czubek mojej głowy. Z tego powodu na początku czytałem stojąc przy ołtarzu, ale nie na środku jak ksiądz, a bardziej przy boku ołtarza. Dopiero gdy trochę podrosłem, zacząłem czytać przy ambonie, nadal jako ministrant. Najtrudniejsze w posłudze było chodzenie do kościoła i z kościoła, bo było to prawie dwa kilometry w jedną stronę, a mieszkanie na górce zniechęcało do jeżdżenia rowerem. Mimo to przez kilka październików byłem na różańcu i Mszy świętej codziennie.

Gdzieś dużo później (chyba 6 lub 7 klasa szkoły podstawowej) zacząłem śpiewać psalmy. Nie pamiętam czyj to był pomysł. Pamiętam, że śpiewać uczył mnie Jan Nosal. To był lektor, który bardzo dobrze śpiewał. Jeśli dobrze pamiętam, właśnie wybierał się na studia do Krakowa i może nawet to z jego strony wyszedł pomysł, abym śpiewał. Dziś Jan Nosal to aktor teatralny i filmowy, który świetnie śpiewa, można o nim przeczytać choćby na wikipedii. Pojechałem do niego do domu "na Kanadę" rowerem, gdzie przez kilka godzin ćwiczył ze mną śpiewanie, nauczył mnie dwóch melodii, podpowiadał jak śpiewać, jak nie śpiewać... Psalmy to zazwyczaj pieśni pełne radości czy wychwalania Boga, dlatego starał się wpoić mi, że śpiew nie może być beznamiętny, ale powinien wyrażać emocje zawarte w słowach psalmu. Przez kolejne lata często śpiewałem i czytałem w kościele, ucząc się na błędach i robiąc to coraz lepiej. Niestety przez pewien okres nie śpiewałem, ze względu na mutację, ale później wróciłem do śpiewania psalmów.

    Zostałem lektorem, a potem przez lata służyłem Bogu i uczyłem się, jak wykonywać swą posługę coraz lepiej. Przez większość czasu posługa wyglądała zwyczajnie. Czasem jednak zdarzały się ciekawsze i ambitniejsze zadania, jak czytanie podczas Mszy Św. transmitowanej przez radio, organizowanie spotkań z ministrantami, oazy ministranckie, pomoc w organizacji LSO podczas uroczystości Świąt Wielkanocnych czy Bożego Narodzenia, śpiew Męki Pańskiej, uczestnictwo w dwóch chórach parafialnych. W ten sposób przez lata robiłem niby to samo, ale co chwilę coś nowego.

    Dziś mam żonę i dwoje dzieci. Nadal służę Bogu przy ołtarzu, choć w innej parafii, głownie śpiewając i czytając w trakcie mszy świętych. Dzięki tym 20 latom udało mi się znacznie poprawić swój śpiew i dykcję, nie mam żadnej tremy przed mówieniem do większej grupy ludzi, potrafię godnie i ze spokojem reagować na krzyk lub słowny atak, a ludzie traktują mnie z szacunkiem. Gorąco dziękuję Bogu, że pomógł mi przezwyciężyć strach do tłustej wędliny:)
 
Marcin